Wypowiadając te słowa, rozpoczynając nowy rozdział życia ślubujemy sobie miłość i wsparcie w zdrowiu i w chorobie. Niestety czasem okazuje się, że pierwszą chorobą z którą musimy się zmierzyć jest niepłodność. Powiedzmy to z całą mocą NIEPŁODNOŚĆ TO CHOROBA! Przebiega prawie zawsze bezobjawowo, a o jej istnieniu rzadko wiemy wcześniej.
Dowiadujemy się o chorobie kiedy z impetem wkracza w nasze życie, rujnuje plany a czasem prowadzi do wielu groźnych chorób jak np. depresja. Niepłodność nie boli -przynajmniej fizycznie, jednak wpływa na każdy aspekt naszego życia. Nieważne po której stronie leży problem, czasem nawet najlepsi lekarze nie mogą tego stwierdzić (mówimy wtedy o niepłodności idiopatycznej) każda ze stron cierpi tak samo. Oprócz wątpliwości dotyczących własnej wartości, niespełnionych nadziei dochodzi całkowity brak zrozumienia problemu przez otoczenie. Świadomość społeczna tej choroby jest niestety znikoma.
Pary które mówią o swoim problemie częściej są wysyłane na egzotyczny urlop niż do lekarza 🙁 . Poza wspaniałymi radami o wypoczynku, imprezie czy kilku głębszych które w cudowny sposób mają doprowadzić do poczęcia jest się nie rzadko narażonym na rubaszne i „śmieszne” tylko dla wypowiadającego rady: „może pokazać wam młodym jak to się robi?” (i to raczej ten lżejszy kaliber). Jeszcze gorsze i bardziej bolesne są wypowiedziane całkiem bezmyślnie uwagi dotyczące „strzelania ślepakami” czy „jałowym łonie”. Co do samego leczenia większość ludzi kiedy mówicie niepłodność słyszy in vitro 🙂 terminy takie jak histeroskopia, inseminacja czy laparoskopia wywołują co najwyżej konsternację, albo bardzo szybką zmianę tematu. Na temat samego in vitro każdy ma coś do powiedzenia-niestety 🙂 . Można dowiedzieć się np. że jest się grzesznym burżujem-egoistą (w końcu in vitro to grzech, moglibyście adoptować tuzin dzieci a pieniądze przeznaczyć na jakiś zbożny cel). Można zostać postraszonym wadami genetycznymi przyszłych dzieci, nowotworem, a nawet potwornymi historiami o mrożonych płodach trzymanych w słoikach (stąd pewnie te „bruzdy dotykowe” od za ciasno dokręconych wieczek). No i oczywiście każdy znał kogoś, kto miał kuzyna, który rozmawiał z kimś, kto podobno znał kogoś, komu podmieniono zarodki, ale koncerny farmaceutyczne zamiotły sprawę pod dywan. Jest oczywiście jeszcze w dobrym tonie pocieszanie niepłodnych par, bo przecież nie macie dzieci to możecie imprezować, używać życia, wysypiać się. Ciekawe czemu nikt nie pociesza chorych na raka stwierdzeniem że nie umrze na marskość wątroby, no i nie trzeba będzie spłacać kredytu hipotecznego w całości, same plusy!
Wybaczcie ostry ton mojej wypowiedzi, trudno zachować spokój kiedy słyszy się jak ludzie bagatelizują tak okropną chorobę, zwłaszcza kiedy każdego dnia patrzy się na wspaniałe pary, które z determinacją i oddaniem przeciwstawiają się tej chorobie. Patrzę na pełne życia, zdrowe maluszki, które są wynikiem tego leczenia. Patrzę na rodziny, które już na początku swojej drogi przeszły ogromny sprawdzian z miłości. Tylko edukacja może zmienić obecną sytuacje. Tylko rzetelna wiedza zapewni naszym dzieciom dobrą przyszłość, bo dzieci „ z in vitro” różnią się od innych, są naznaczone, ale nie bruzdą tylko miłością! Miłością rodziców, którzy pokonali chorobę, uprzedzenia, ból i strach by móc z dumą patrzeć jak rośnie ich małe szczęście.
Pozdrawiam, Agata Sarowska
Specjalista ds. Obsługi Pacjenta/Redaktor Treści Internetowych